11 lutego 2015

Taisza

Dawno nic nie wstawiałam, więc zaczęłam szukać w swojej ogromnej szufladzie pełnej rysunków i opowiadań czegoś ciekawego i w miarę krótkiego. Wiecie, co znalazłam?Opowiadanie z podstawówki, opowiadanie o smokach. Ach, wspomnienia wracają...Ale szkoda, że jest w sumie niedokończone. Cóż, może (czytaj: raczej mi się nie uda) je dokończę, kto wie.

***


Taisza miała tylko jedną szansę. Obaj Hodowcy tonęli w drgawkach. Obejrzała się na puste gniazdo.
Małe pochowały się po kątach. Warknięciem je przywołała. Było ich czworo. Jeszcze nie posiadły mowy starożytnej. Uklękła, by wszystkie weszły do torby pomiędzy skrzydłami. Zamknęła ją i wybiegła z celi.
Piski innych smoków dotarły do jej uszu. Gdzieś była przekładnia. Prosto i korytarzem w lewo. Tak, była tam. Machnięciem pazurów zniszczyła zardzewiały metal. Wszystkie wyjścia opadły z hukiem. Wszczęli alarm.
Szybciej, mówiła mową starożytną, Uciekajcie, rozprostujcie skrzydła!. Smoki pobiegły za nią.
Wiedziała o Strażnikach. Skurczem mięśni nałożyła pancerz. Po szeleście za jej plecami wywnioskowała, że inne ją naśladują.
Stanęła dęba. Było ich więcej, niż oczekiwała. Jedynym ratunkiem był ogień władcy. Ogień, który posiadają niektórzy. Ogień, który posiadała też ona, dopóki jej nie złapali. Wiele razy próbowała spalić Hodowców, ale zniknął i więcej się nie pojawił. Powróciła myślami do problemu. Tylko raz.
Pancerz odsłonił otwory z łatwopalną cieczą. Iskra elektryczności przepłynęła przez jej język. Zapaliła się. Jęzory ognia połknęły stojących Strażników. Ciecz się skończyła.
Smoki usilnie wypatrywały ludzi. Żaden nie wyszedł z dymu. Chuchnęła jeszcze gorącym powietrzem z nozdrzy. Dym się rozwiał. Około kilkudziesięciu ciał leżało martwych, jedno na drugim. Bicia serc ludzi zanikły.
Przed nią stał otworem świat, lecz ona nadal stała ze spiętym ciałem. Ruch młodych przywrócił ją do życia. Powoli ruszyła pomiędzy szczątkami.
Metalowa brama zaskrzypiała pod naporem łap. Ostre światło księżycowe oślepiło skrzydlate stwory. Rozszerzone źrenice zwęziły się. Białe pustynie gałęzi i drzew wyglądały obiecująco. Zacisnęła mocniej torbę. Ruszamy. Brzmiało to, jak uderzenie gongu.
Taisza skoczyła w dół. Ta jaskinia, w której przetrzymywano smoki, była wysoko. Bardzo wysoko. Smoczyca wyprostowała skrzydła w połowie wysokości skały. Wiatr uniósł ją ponad chmury.
Wzleciała wyżej, by nadrobić stracone zapasy unoszącego się powietrza. Opuściła pancerz, aby swobodnie wpłynęło przez krtań do worka wodorowego. Gdy się wypełnił, zamknęła ponownie pancerz i spuściła się niżej.
Widziała teraz całą grupę. Kilkanaście młodych samców, kilku dorosłych, jeden stary i około dziecięciu młodych samic. Zero młodych, przynajmniej ich nie wyczuwała.
Wzleciała na przód grupy. Nie wiedziała, dokąd ich poprowadzić. Leciała na oślep. Nowe i stare zapachy napawały ją lękiem. Jeśli Hodowcy już tam są? Albo złośliwe elfy, które nigdy się ze smokami nie dzieliły?
Zapomniała o tym wszystkim i skierowała się na wschód. Grupa za nią podążała.
Lecieli kilka kilometrów, kiedy zauważyła starą dolinę. Drzewa nie porosły ją gęsto, a góry otuliły ją białym kołem. Osiadła na jednej z nich. Inne smoki opadły wokół niej.
Stary podszedł bliżej. Jesteś pewna? Wokół rozciągają się zamki Terriblów. Spojrzała na niego. Czyli jednak znał teren. Terriblowie bronili mojej poprzedniej grupy. Pomogą nam. Skinął głową i wzleciał w głąb doliny. Poleciała za nim. Reszta grupy skoczyła razem z nimi.
Dolina była ogromna. Jaskiniowa rzeka zasilała wielkie jezioro. Wzdłuż rzeki rozciągały się lasy pełne zwierzyny. Jedyne przejście do tego raju prowadziło przez wąską kotlinę, przez którą wędrowały tylko zwierzęta, bo za kotliną znajdowała się rozłożysta pustynia. Dolina kształtowała się na koło. Poza górami były tylko pustynie i dziewicza tajga, gdzie mieściły się zamki Terriblów. Byli oni jedynymi ludźmi, którzy zawarli pakt ze smokami. To dobrze dla tej grupy.
Stary samiec opadł na polanę przed jeziorem. Był stary, ale jego mądrość przewyższała siłę. Złożył skrzydła, opuścił pancerz i wypiął dumnie pierś. Ta dolina będzie naszym domem. Jest nas mało, ale młode wypełnią niedługo tę dolinę po brzegi. Za górami osiedlili się Terrible, dzięki czemu Hodowcy tu nie dotrą. Nie wiemy, co jest za pustynią. Rozejrzał się. Kto chce sprawdzić, co się za nią znajduje?
Jakiś młodzik wyskoczył na przód i z obnażonymi kłami warknął na starca. Skąd mam wiedzieć, że tam jest bezpiecznie? Starzec stał dalej, opanowany, kiedy Taisza drgnęła z wściekłości. Nie podobali jej się tacy wściekli. Nie wiem, ale nie wysyłam was na siłę. Odrzekł stary. Kto chce, może tam polecieć. Wiadome nam jest istnienie za tymi piaskami łąk i pastwisk. Czyli kto? Jedna samica i dorosły samiec wznieśli się ponad doliną i wystrzelili niczym strzały w stronę pustyni.
Stary samiec położył się na ziemi i spoglądał na smoczycę. Opuściła pancerz i otworzyła torbę z młodymi.
Dwa z nich wzleciały nad wodę i zanurkowały, pozostałe dwa badały ląd. Mruknęła na nie, by trzymały się blisko. W końcu znalazła dom.
Pozostałe smoki rozsiadły się po dolinie. Musiały odpocząć. Wreszcie spały pod gołym niebem. Wreszcie.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

© Anonim jest tylko wtedy dopuszczalny, gdy piszący go rzeczywiście jest nikim.
Maira Gall