Dawno nic nie wstawiałam, więc zaczęłam szukać w swojej ogromnej szufladzie pełnej rysunków i opowiadań czegoś ciekawego i w miarę krótkiego. Wiecie, co znalazłam?Opowiadanie z podstawówki, opowiadanie o smokach. Ach, wspomnienia wracają...Ale szkoda, że jest w sumie niedokończone. Cóż, może (czytaj: raczej mi się nie uda) je dokończę, kto wie.
***
Małe pochowały
się po kątach. Warknięciem je przywołała. Było ich czworo. Jeszcze nie posiadły
mowy starożytnej. Uklękła, by wszystkie weszły do torby pomiędzy skrzydłami.
Zamknęła ją i wybiegła z celi.
Piski innych
smoków dotarły do jej uszu. Gdzieś była przekładnia. Prosto i korytarzem w
lewo. Tak, była tam. Machnięciem pazurów zniszczyła zardzewiały metal.
Wszystkie wyjścia opadły z hukiem. Wszczęli alarm.
Szybciej, mówiła mową starożytną, Uciekajcie, rozprostujcie skrzydła!.
Smoki pobiegły za nią.
Wiedziała o
Strażnikach. Skurczem mięśni nałożyła pancerz. Po szeleście za jej plecami
wywnioskowała, że inne ją naśladują.
Stanęła dęba.
Było ich więcej, niż oczekiwała. Jedynym ratunkiem był ogień władcy. Ogień,
który posiadają niektórzy. Ogień, który posiadała też ona, dopóki jej nie
złapali. Wiele razy próbowała spalić Hodowców, ale zniknął i więcej się nie
pojawił. Powróciła myślami do problemu. Tylko raz.
Pancerz odsłonił
otwory z łatwopalną cieczą. Iskra elektryczności przepłynęła przez jej język.
Zapaliła się. Jęzory ognia połknęły stojących Strażników. Ciecz się skończyła.
Smoki usilnie
wypatrywały ludzi. Żaden nie wyszedł z dymu. Chuchnęła jeszcze gorącym
powietrzem z nozdrzy. Dym się rozwiał. Około kilkudziesięciu ciał leżało martwych,
jedno na drugim. Bicia serc ludzi zanikły.
Przed nią stał
otworem świat, lecz ona nadal stała ze spiętym ciałem. Ruch młodych przywrócił
ją do życia. Powoli ruszyła pomiędzy szczątkami.
Metalowa brama
zaskrzypiała pod naporem łap. Ostre światło księżycowe oślepiło skrzydlate
stwory. Rozszerzone źrenice zwęziły się. Białe pustynie gałęzi i drzew
wyglądały obiecująco. Zacisnęła mocniej torbę. Ruszamy. Brzmiało to, jak uderzenie gongu.
Taisza skoczyła
w dół. Ta jaskinia, w której przetrzymywano smoki, była wysoko. Bardzo wysoko.
Smoczyca wyprostowała skrzydła w połowie wysokości skały. Wiatr uniósł ją ponad
chmury.
Wzleciała wyżej,
by nadrobić stracone zapasy unoszącego się powietrza. Opuściła pancerz, aby
swobodnie wpłynęło przez krtań do worka wodorowego. Gdy się wypełnił, zamknęła
ponownie pancerz i spuściła się niżej.
Widziała teraz
całą grupę. Kilkanaście młodych samców, kilku dorosłych, jeden stary i około
dziecięciu młodych samic. Zero młodych, przynajmniej ich nie wyczuwała.
Wzleciała na
przód grupy. Nie wiedziała, dokąd ich poprowadzić. Leciała na oślep. Nowe i
stare zapachy napawały ją lękiem. Jeśli Hodowcy już tam są? Albo złośliwe elfy,
które nigdy się ze smokami nie dzieliły?
Zapomniała o tym
wszystkim i skierowała się na wschód. Grupa za nią podążała.
Lecieli kilka
kilometrów, kiedy zauważyła starą dolinę. Drzewa nie porosły ją gęsto, a góry
otuliły ją białym kołem. Osiadła na jednej z nich. Inne smoki opadły wokół
niej.
Stary podszedł
bliżej. Jesteś pewna? Wokół rozciągają
się zamki Terriblów. Spojrzała na niego. Czyli jednak znał teren. Terriblowie bronili mojej poprzedniej grupy.
Pomogą nam. Skinął głową i wzleciał w głąb doliny. Poleciała za nim. Reszta
grupy skoczyła razem z nimi.
Dolina była
ogromna. Jaskiniowa rzeka zasilała wielkie jezioro. Wzdłuż rzeki rozciągały się
lasy pełne zwierzyny. Jedyne przejście do tego raju prowadziło przez wąską
kotlinę, przez którą wędrowały tylko zwierzęta, bo za kotliną znajdowała się
rozłożysta pustynia. Dolina kształtowała się na koło. Poza górami były tylko
pustynie i dziewicza tajga, gdzie mieściły się zamki Terriblów. Byli oni
jedynymi ludźmi, którzy zawarli pakt ze smokami. To dobrze dla tej grupy.
Stary samiec
opadł na polanę przed jeziorem. Był stary, ale jego mądrość przewyższała siłę.
Złożył skrzydła, opuścił pancerz i wypiął dumnie pierś. Ta dolina będzie naszym domem. Jest nas mało, ale młode wypełnią
niedługo tę dolinę po brzegi. Za górami osiedlili się Terrible, dzięki czemu
Hodowcy tu nie dotrą. Nie wiemy, co jest za pustynią. Rozejrzał się. Kto chce sprawdzić, co się za nią znajduje?
Jakiś młodzik
wyskoczył na przód i z obnażonymi kłami warknął na starca. Skąd mam wiedzieć, że tam jest bezpiecznie? Starzec stał dalej,
opanowany, kiedy Taisza drgnęła z wściekłości. Nie podobali jej się tacy
wściekli. Nie wiem, ale nie wysyłam was
na siłę. Odrzekł stary. Kto chce,
może tam polecieć. Wiadome nam jest istnienie za tymi piaskami łąk i pastwisk.
Czyli kto? Jedna samica i dorosły samiec wznieśli się ponad doliną i
wystrzelili niczym strzały w stronę pustyni.
Stary samiec
położył się na ziemi i spoglądał na smoczycę. Opuściła pancerz i otworzyła
torbę z młodymi.
Dwa z nich
wzleciały nad wodę i zanurkowały, pozostałe dwa badały ląd. Mruknęła na nie, by
trzymały się blisko. W końcu znalazła dom.
Pozostałe smoki
rozsiadły się po dolinie. Musiały odpocząć. Wreszcie spały pod gołym niebem.
Wreszcie.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz