6 marca 2016

Grzech zakochany w Królu

Jestem ja z kolejną częścią. Tym razem z innej perspektywy, taki przerywnik od perypetii Samboi. Miłego czytania.


____________

Miała już dość grupy, która się do nich przyłączyła. Owszem, nie stroniła od towarzystwa mężczyzn, ale to już było za dużo. Przez nich przestały szukać Króla. Jak mogły to zrobić? Przecież Król był najważniejszą osobą w ich życiu! Nigdy ich nie zdradził, nie wykorzystywał swojej rasy, nawet jeśli ta sprawiała wiele problemów. A one przestały o nim myśleć akurat wtedy, gdy najbardziej tego potrzebował.

Warknęła pod nosem, czując zazdrość na widok siostry przyklejonej do całkiem ładnego bruneta. Rzuciła miską w ogień, nie mogąc już dłużej tego znieść. Część z jej rodzeństwa spojrzało na nią zaskoczona. Fuknęła jak stara kotka i odeszła w las. Przedtem mruknęła coś o toalecie.
Minęło kilka tygodni od spotkania z bliźniakami. Jedyne co wtedy zrobiła, to oddanie pieniędzy i ucieczka w głąb Białorusi. Podobno tam złapali ich władcę. Szukały jakiś śladów, plotek, czegokolwiek. Nie znalazły nic. Poza coraz większą niechęcią do obcowania z ludźmi.
Przez czas, jaki spędziły w paru większych miastach, nie odczuły na skórze tylu niepowodzeń wśród kokietowaniu młodych chłopców, co przez całe jej życie. A żyła już dość długo. Próbowała wszelkich sposobów, by ich usidlić w swoich szponach, ale na nic się zdały przeciw przesądom, jakie się zrodziły. Ludzie zaczęli uważać, bardziej się bronić, stronili od towarzystwa młodych nieznajomych.
Kilka razy nawet zostały brutalnie zaatakowane. Gdyby nie magia, połowa jej grupy byłaby już martwa. Przez ostatnie dni nie mogły znaleźć żadnego motelu, do klubów i barów się nie zbliżały. Były zmęczone i sfrustrowane.
Tak więc spotkanie z podobną grupą, szukającą Króla była, jak światło w tunelu. Z chęcią skorzystały z pomocy młodych i pięknych demonów, dumnych braci, których była piątka. Sama na początku dawała się ich jednoznacznym zalotom, ale nie mogła przestać myśleć o porwaniu. Po kilku dniach odrzuciła najstarszego, a jednocześnie najbardziej niepoważnego.
Tsarbanos, bo tak miał na imię, nie bardzo wziął sobie do serca sens imienia, jakie mu nadała matka. Rzeczywiście jego hebanowe włosy były naprawdę piękne. Głębokiej czerni dopełniały delikatne fale, w jakie układały się, gdy je rozpuszczał. Podobnie jak jego rogi, oplatające głowę niczym korona, zakręcone tak mocno, że nawet nie przypominały tego, czym pierwotnie były. I błękitne oczy, szlachetne, czystej krwi. Wszystko to było do odrzucenia, gdyby nie królewskie, delikatne rysy twarzy. Owszem, posiadał niedoskonałości, jak na przykład zbyt wychudzona i koścista sylwetka oraz krzywe dłonie. Ale któż by zwracał na to uwagę, mając przed sobą urodę godną wielkich władców?
Zakochała się. Bezwiednie zakochała się w najstarszym. Bo tylko on sprawiał, że jej serce tańczyło z radości. Chociaż jego humor był gorzej, niż bez wyczucia. I nie potrafił powstrzymać się przed flirtowaniu z każdą jej sióstr. Za każdym razem, jak patrzył w jej stronę, w duszy skakała ze szczęścia. Nie wiedziała, dlaczego akurat on. On i te jego pełne seksapilu gesty. To jak do niej szeptał późnym wieczorem, gdy była zmęczona. I nawet ten moment, w którym prawie wpadł pod samochód.
Westchnęła głęboko. Oparta o drzewo, w ciszy, rozmyślała nad tym wszystkim. Musiała się skupić, nie mogła pozwolić sobie na romanse. Była przecież najstarsza, przewodziła swojemu klanowi. Ich rodzice już dawno odeszli do Nawie, więc nie powinna była mieć problemów z rozsądną decyzją. Więc dlaczego się wahała? Miała tylko jedną ścieżkę, którą mogła podążyć, a były to dalsze poszukiwania. Niesforni bracia albo się do nich przyłączą, albo zajmą się tym, czym zajmowali się do tej pory. Niestety już bez towarzystwa młodych demonic.
W myślach przemknęły jej błękitne oczy pełne smutku.
Jeszcze bardziej niepewna ryknęła, uderzając pięścią w drzewo. Musiała się skupić. Samboja, nawet jeśli jej odmówiła, prosiła ją o pomoc. I tą pomoc otrzyma. Naładowana nowymi pokładami energii zaczęła wracać do obozu.
W odległości kilku metrów widziała już poświatę ogniska.
Usłyszała huk. Potem strzały z broni i krzyki. Krzyki najmłodszej z nich, Sivezdy. Rzuciła się biegiem w tamtą stronę, pozwalając, by jej moc swobodnie rozeszła się po okolicy. Była na tyle blisko, żeby ujrzeć sylwetki napastników.
Ludzie.
Trafiła trzech z nich, podobnie jak młodszy z braci. Całą piątką ustawili się w rzędzie, chroniąc jej zranione dwie siostry. Do nich dołączyła się druga i Cherensin. Ludzi było całkiem sporo, jeszcze mieli ze sobą broń palną. Niezbyt zaawansowaną, ale popularne na wschodzie kałachy to dalej lufa wycelowana w głowę.
Z Sivezdą było źle, rana w brzuchu krwawiła zbyt mocno. Nie zdąży się zregenerować. Już robiła się blada niczym kreda. Starsza, Agne, została tylko lekko draśnięta, jej ramię powoli się zabliźniało.
Stanęła bliżej Maiki. Chciała ochronić chociaż jedną, by mogły sobie same poradzić. Nie wierzyła w to, że uda jej się wyjść cało z zajścia, jakie miało nadejść. Musiała złamać obietnicę daną ojcu i przekazać władzę drugiej. Dlatego kazała jej uciekać razem z rannymi.
- Nie zostawię cię tu. - odparła z miną, jaką mogła robić tylko ich zmarła matka. Faktycznie, były podobne. - Sama sobie nie poradzisz, nawet z siłą ojca. - O to jej chodziło. Żeby one uciekły, a ona sama podda się napastnikom. Przesłała Maice groźne spojrzenie.
- Zostawisz. To rozkaz, zaopiekuj się nimi. - warknęła, posyłając kolejną falę śmiertelnej magii w stronę wściekłego tłumu.
Siostra przez chwilę jeszcze stała, ale potem uciekła w las, ciągnąc za sobą pozostałe dwie. Cherensin odetchnęła z ulgą. Tsarbanos też odesłał trójkę młodszych braci. W tamtej chwili mogli skupić się na walce, a raczej bronieniu się przed wciąż napierającymi ludźmi.
Zetknęli się ramionami, zatrzymując serię pocisków. Czarnowłosy sapał z przemęczenia, jego moc nie nadawała się do otwartej walki. Podobnie jak jego młodsza podobizna. Starali się, ale już po kilku minutach chwiali się na nogach. W ostatniej sekundzie udało jej się wytworzyć barierę przed lecącym koktajlem Mołotowa. Zamknięci za czarnym murem z cierni, mogli zamienić ze sobą kilka słów.
- Idź w bezpieczne miejsce. Tam gdzie uciekły dziewczyny z Maiką. - Pokręcił głową, dalej ciężko dysząc. Uparty osioł. - Proszę cię. Ja sobie poradzę, w końcu nie jestem zwykłą demonicą.
- Tylko z królewskiego klanu. - Podparł się na większym pieńku, chcąc zapobiec zawrotom głowy. - Wiem, ale ja tu cię nie zostawię. Nie samą. Nie poradzisz sobie przeciwko temu tłumowi. - Zagryzła wargę, doskonale zdając sobie z tego sprawę.
Jeszcze tylko przez kilka chwil mogła podtrzymać barierę. Nie potrafiła go przekonać. Nie, nie chciała go przekonać. Po prostu fakt, że odda się w ręce zachłannych ludzi, przerażał ją. Czy będą ją szukać, tak jak Króla? Pewnie nie. Zapomną o niej po kilku latach, zostanie sama. Nie chciała zostać sama. Z dala od rodziny, przyjaciół, kim by nie była jej odwieczna kompania. Ale musiała to zrobić.
Dla tej trójki, którą właśnie miała zostawić na pastwę losu.
- Jeżeli ktoś zadzwoni, odbierz i przekaż wszystko co wiesz. - Wcisnęła mu telefon do ręki. Odepchnął ją.
- Nie. -zaprzeczał dalej. Zbyt uparty, jak na demona.
- To ważne! - syknęła, prawie rzucając urządzeniem mu w twarz. Uchylił się. Jego brat złapał telefon, zanim roztrzaskał się o ziemię. - Zaopiekuj się moimi siostrami. Polegam na tobie w tej chwili, nie spieprz tego. Ja się dowiem czegoś o królu. - Wstała, nie czekając na kolejny sprzeciw.
Już miała przerwać mur i skonfrontować się z przeciwnikiem, gdy poczuła, że ciągnie ją w dół. Zacisnął ramiona wokół jej szyi i zamknął jej usta w czułym pocałunku. Prawie się popłakała z rozpaczy, jaka nawiedziła jej serce. Ale nie była człowiekiem, więc jedyne co zrobiła, to odwzajemnienie uczucia, jakim ją obdarzył. Tylko na chwilę. Kiedy się od siebie odsunęli, Tsarbanos ujął jej twarz w dłonie i spojrzał na nią tymi królewskimi oczami. Poczuła iskrę pożądania w brzuchu.
- To było zaproszenie. Będę czekał na więcej, mój ty grzechu*.
Ostatnie, co pamiętała z tamtego dnia to sylwetki dwóch demonów, znikające pośród krzewów.


*Cherensin oznacza dosłownie czarny grzech.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

© Anonim jest tylko wtedy dopuszczalny, gdy piszący go rzeczywiście jest nikim.
Maira Gall